Tuesday, July 28, 2009

Nie depczmy mrowek!

Do szalu doprowadzil zenska czesc firmy owad lezacy na podlodze w jednym z pokoi. Prawdopodobnie ktos przyniosl go w torbie. Innej szansy nie ma- okna w naszym budynku sie nie otwieraja, a te na moim 39 pietrze to juz napewno. Lezal sobie biedak, zmarlo mu sie pewnie od tego sztucznie pompowanego powietrza. Swoja droga marna smierc. Wygladal na wyjatkowo wybujaly okaz szaranczy czy innego brazowego pasikonika. Babeczka, w ktorej pokoju dokonano znaleziska, powiedziala, ze dopoki truchlo sie tam znajduje, nie zamierza pracowac. O moj Boze! Zgromadzilo sie przy nieszczesniku dziesieciu ekspertow i kazdy najmadrzejszy. A to, ze to karaluch, a to waterbug. Tak czy owak tragedia. Na szczescie znalazla sie ochotniczka, ktora bezbolowo i profesjonalnie uprzatnela miejsce zbrodni. Achom i ochom nie bylo konca. Zdecydowanie zostalismy dzis wybawieni z ogromnej opresji. Przy okazji dowiedzialam sie, ze wedlug wierzen i przesadow portorykanskich, nie nalezy zabijac mrowek, bo zacznie padac deszcz. Posprzeczalam sie jeszcze, ze nie i ze chodzi na 100 % o pajaki, ale kolezanka nie dala sie przekonac. Mrowki i juz. Moze i tak. W koncu to inna polkula.

No comments: