Tuesday, January 5, 2010

Nie bede sie powtarzac, bo gdzie nie spojrze-notka o Avatarze. Veni, Vidi, Vici(?)! Podobalo mi sie bardzo. Az zaluje, ze wszystkie seanse do IMAX byly wyprzedane. Uczta zmyslow, po ktorej nastapila konsumpcja ostrych skrzydelek. Az sie zyc i rozpoczynac nowy rok chce. Drugim filmem, a wlasciwie pierwszym tego roku, bo do kina poszlismy tez w piatek, byl Up in the air! Pierwszy raz od dluzszego czasu nie zerkalam w kinie na zegarek w oczekiwaniu na koniec filmu. Clooney swietny, blyskotliwe dialogi, film zabawny, choc temat wcale nie taki smieszy i bardzo na czasie. W najblizszym czasie planujemy The lovely bones i Shelock Holmes. Cos w tym chyba jest, ze jak sie cos robi w nowy rok, to pozniej przerabane-nie ma przebacz, caly rok bedziemy sie z tym babrac. Wcale mi to nie przeszkadza, bo w pierwszy dzien nowego roku bylam w kinie, na dlugim mroznym spacerze i generalnie bylam grzeczna i nawet sie nie objadlam. Tak naprawde to nawet bym nie mogla chocbym chciala. Od kilku miesiecy poznalam nowa dolegliwosc zwana zgaga. Meczy mnie bez wzgledu na to czy jem cytrusy czy twarozek, a innym razem znow nie. W torbie mam mini zapas Tums'ow i opycham sie nimi bez opamietania.
P.S. Wlasnie wrocilam z Borders, gdzie kalendarze na 2010 mozna kupic 50% off. Takze polecam, polecam.

3 comments:

ania said...

A jest jakis wybor tych kalendarzy? Bo wlasnie przed chwila gadalam z mezem, ze musimy sie wybrac na kalendarzowe zakupy.

AnetaCuse said...

Hehe, ja zawsze kupuję kalendarze z przeceny.

Milusiaki said...

Ania: nawet nawet. Dobrych kilka polek. Mysle, ze mozna cos znalezc. Choc trzeba przyznac, ze jakby juz nieco przebrane. Nie mialam niestety czasu pojechac do Borders kolo domu. Jakos zawsze jest tam wiekszy wybor niz w centrum.